środa, 31 marca 2010

Podróż Bena- Doris Lessing


Rewelacyjna kontynuacja nagrodzonego Literacką Nagrodą Nobla Piątego dziecka. Napisana z wielkim wyczuciem, delikatnością, ale jednocześnie ukazująca w niezwykle dobitny sposób samotność, odmienność oraz brak umiejętności funkcjonowania w otaczającej rzeczywistości.
Osiemnastoletni już Ben w dalszym ciągu walczy o przetrwanie. Jako człowiekowi, który swoim wyglądem wzbudza ciekawość, pogardę, obrzydzenie, a nawet agresję nie łatwo znaleźć przyjaciół, na których mógłby liczyć w trudnych chwilach. Tylko nieliczni, wiedzeni współczuciem, wyciągają do Bena pomocną dłoń i otaczają go swoją opieką. Szczególnie bliskie są mu pani Biggs - staruszka, która mimo własnego niedostatku dzieli się z Benem tym co ma oraz Teresa, chroniąca chłopaka przed ludźmi, pragnącymi zrobić mu krzywdę lub wykorzystać do niecnych celów.

Usiłując załatwić urzędowe sprawy,co niestety w przypadku Bena jest niezwykle skomplikowane, spotyka przez przypadek krętacza Johnstona, który widząc chłopaka knuje w głowie plan, by wykorzystać "dziwoląga" do przewiezienia narkotyków do Francji. I tak rozpoczyna się "podróż" Bena, która przyniesie mu wiele trudnych i niezrozumiałych dla niego sytuacji, ale i nadzieję na spotkanie podobnych sobie ludzi. Nie chciałabym zdradzać treści, ani tym bardziej zakończenia, dlatego napiszę tylko, że książka, mimo niewielu stron, jest niezwykle bogata w treść, czasem wzbudzająca złość, ale nade wszystko smutna i poruszająca. Ukazuje ludzi w bardzo złym świetle, jako istoty, które za wszelką ceną dążą do realizacji własnych, często niezbyt czystych celów, zazwyczaj kosztem innych ludzi, zwłaszcza słabszych i bezradnych. Czytając książkę byłam nie tylko pełna podziwu dla Lessing, która potrafi pisać o rzeczach ważnych w zwięzły lecz dobitny sposób, ale i pełna nadziei, że nasz świat wypełniają też ludzi, nie patrzący obojętnie na niesprawiedliwość i krzywdę.

wtorek, 23 marca 2010

Żona podróżnika w czasie - Audrey Niffenegger

Podróże w czasie są dosyć popularnym motywem , z którego często korzystają pisarze i filmowcy, bazując na naturalnym pragnieniu człowieka opuszczenia teraźniejszości i udania się po osi czasu w przeszłość lub przyszłość. Doskonale poradziła sobie z nim również Audrey Niffenegger -amerykańska pisarka i znawczyni sztuk plastycznych, autorka bestsellerowej książki "Żona podróżnika w czasie". Niezwykła miłosna opowieść, przepleciona elementami science fiction i zaskakującymi momentami podróży w czasie, które nie zawsze są przyjemne, a tym bardziej bezpieczne i bezbolesne. Przekonał się o tym główny bohater Henry , na co dzień bibliotekarz, pracownik działu starych druków biblioteki Newberry, dla którego nieoczekiwane podróże w czasie to chleb powszedni. Nie zna chwili, kiedy zniknie, pozostawiając po sobie tylko stos ubrań i zdumionych świadków. Dzięki owym podróżom poznaje swoją swoją żonę Clare i nie byłoby w tym nic niezwykłego gdyby nie fakt, że Clare ma ...6 lat. Jednak zawiązuje się między nimi coś w rodzaju przyjaźni, którą muszą skrzętnie ukrywać, bo wiadomo relacja między czterdziestoletnim mężczyzną ( bo tyle lat ma Henry kiedy po raz pierwszy spotyka Clare), a małą dziewczyną są dla otocznie nieco podejrzane, zakrawające na kryminał. Jednak z upływem czasu, kiedy Clare staje się dorosłą kobietą nic nie stoi na przeszkodzie, aby wziąć z Henrym ślub i rozpocząć nowe wspólne i przede wszystkim nieprzewidywalne pożycie małżeńskie. Nie ukrywam, że książkę czyta się momentami dosyć ciężko, gdyż zawirowania czasowe wymagają od czytelnika skupienia, a czasem nawet cofnięcia się o kilka stron, żeby móc dobrze zrozumieć dalszą treść. Niemniej książka wciąga do tego stopnia, że trudno się od niej oderwać. Oprócz tego zaskakuje oraz daje poczucie uporządkowanej niespójności logicznej ( tak to sobie nazywam) Na chwilę obecną to by było tyle Myślę jednak, że jeszcze kiedyś do niej wrócę i może wtedy uda mi się sporządzić bardziej obszerną notkę na jej temat.

środa, 17 marca 2010

Ono-Dorota Terakowska

ONO Doroty Terakowskiej czytałam już dosyć dawno, ale na skutek przeglądania pewnego książkowego bloga, którego autorka zamierza sięgnąć po Poczwarkę, przypomniałam sobie o tym tytule. Oczywiście nie pamiętam wszystkich szczegółów i wydarzeń opisanych w książce, to jednak przypominam sobie, że swojego czasu zrobiła na mnie duże wrażenie, większe nawet niż bardziej znana Poczwarka.
Tytułowe Ono odnosi się do początkowo niechcianego dziecka, które dwudziestoletnia Ewa, na skutek gwałtu, nosi pod swym sercem. Wiedziona rozpaczą, przerażeniem i presją małomiasteczkowego środowiska, postanawia dokonać aborcji. Jest już właściwie zdecydowana na zabieg, kiedy odkrywa, że Ono słyszy i co więcej, w specyficzny dla siebie sposób, odpowiada. Ewa zaczyna do niego mówić, opowiada o sobie, o tym, jak zaszła w ciążę, snuje marzenia, słowem dokonuje rozliczenia własnego życia. Nawet nie spostrzega jak dziecko staje się integralną częścią niej samej. Ewa dorastała w rodzinie nie do końca funkcjonalnej, która uległa dużej atomizacji, a każdy jej członek żyje jakby w swoim świcie - ojciec zamknięty w swoim pokoju słucha muzyki, matka niemal cały czas ogląda seriale i marzy o lepszym życiu pełnym splendoru i prestiżu, a młodsza siostra biega nie wiadomo gdzie. Nie trudno się domyślić jaki wpływ wywiera na Ewę rodzina i jej życiowe wybory. Jak już pisałam nie pamiętam detalów tej książki, ale jedna scena utkwiła w mojej pamięci i skłoniła do naprawdę gorzkiej refleksji. Otóż młodsza siostra Ewy przychodzi do domu i z wypiekami na twarzy oznajmia rodzicom, że wyjeżdża z klasą na wycieczkę do Krakowa. Na co ucieszony Ojciec - wrażliwy i inteligentny człowiek zaczyna snuć opowieść o pięknych krakowskich zabytkach, o Kościele Mariackim, Wawelu, starym Kazimierzu, podkreślając jednocześnie, że warto to wszystko zobaczyć. Niestety, zostaje sprowadzony na ziemię stwierdzeniem, że owa klasa wcale nie jedzie zwiedzać Krakowa tylko do mutlipleksu na Harrego Pottera, bo kogóż obchodzą jakieś starocie. Podekscytowanej małej towarzyszy matka, która jest zdania, że jej córka nie może być gorsza i też pojedzie, chociażby dlatego, aby móc pochwalić się koleżankom, że była w centrum handlowo-rozrywkowym. Kiedy to przeczytałam byłam zszokowana, nie tyle zachowaniem dziewczynki, co postawą matki, dla której kolorowy świat hipermarketu jest symbolem władzy, prestiżu i luksusu. Naprawdę polecam tę książkę, traktującą o naprawdę przykrych sprawach z lekką dozą humoru, ale jednocześnie ukazującą brutalność życia, na którą nie zawsze mamy wpływ. Poza tym zakończenie jest naprawdę ZASKAKUJĄCE :)

poniedziałek, 8 marca 2010

Katedra w Barcelonie - Ildefonso Falcones

Dosyć szybko, mówiąc kolokwialnie, uporałam się z Katedrą w Barcelonie I. Falconesa. Jakie zrobiła na mnie wrażenie? Muszę przyznać, że pozytywne. Świetnie spędziłam z nią czas, śledząc historię Aranua Estanyola, głównego bohatera, którego życie przypadło na jeden z najmroczniejszych i najokrutniejszych okresów w dziejach ludzkości- średniowiecze. Arnau jest synem chłopa pańszczyźnianego Bernata, którego sytuacja zmusiła do porwania swojego synka z zamku dziedzica i ucieczki, której celem stała się Barcelona. Dzięki niechętnej pomocy swojego szwagra, Bernat osiada w stolicy Katalonii, a po upływie roku i jednego dnia otrzymuje glejt, na mocy którego wraz z synem staje się wolnym obywatelem miasta. I tutaj zczyna się historia Arnaua- młodzienca, który ze skromnego tragarza protowego, w wolnych chwilach noszącego kamienie na budowę świątyni ku chwale swej ukochanej Madonny, przeistacza się, na skutek splotu wielu wydarzeń i nawiązanych, często zupełnie przypadkowo, znajomości w bogatego i niezwykle wpływowego patrycjusza, od którego zależny jest nawet sam król. Tak w wielkim skrócie można nakreślić fabułę. Zaznaczam ! Tylko nakreślić, ponieważ książka jest splotem wielu połączonych ze sobą wątków oraz płaszczyzną różnorodnych relacji i zależności pomiędzy poszczególnymi bohaterami.
I.Falcones w sposób niezwykle barwny ukazuje panoramę pięknej czternastowiecznej Barcelony wraz z okrutnymi prawami, którymi się rządzi. Nie brakuje tu naturalistycznych opisów wojen, epidemii, biedy i głodu. Zaś w szczególny sposób została skrytykowana Święta Inkwizycja-instytucja, która pod zasłoną troski o dusze wiernych, chciwie dąży do realizacji własnych, często nie mających nic wspólnego z zasadami chrześcijaństwa, interesów, a ludzie pokroju Arnaua służą jedynie jako szczeble w drabinie do celu.
Pomimo wielu negatywnych komentarzy i opinii, uważam powieść za godną polecenia. Oczywiście nie jako źródło naukowej wiedzy czy studium ludzkiej natury, ale przyjemną lekturkę do poduszki.

czwartek, 4 marca 2010

Anna Karenina - Lew Tołstoj

Książki XIX-wiecznych pisarzy nierzadko odstraszają przeciętnego czytelnika trudniejszym jezykiem, obfitującym w niezrozumiałe zwroty i wyrażenia oraz obiętością, która zwykle nie mieści się w jednym tomie, ale przynajmniej w dwóch czy trzech. Jednak czytając te dzieła dochodzę do wniosku, że są to utwory niezwykle dopracowane, dbające o najmniejszy szczegół oraz barwne ukazanie sytuacji społeczno-polityczniej miejsca, w którym została umieszczona akcja. Przykładem takiego dzieła jest bez wątpienia Anna Karenina Lwa Tołstoja, którą chciałabym nieco przybliżyć. Książka, mimo że obfituje w rozliczne opisy przyrody oraz analizy sytuacji politycznej carskiej Rosji, to jednak wciąga tempem akcji oraz wachlarzem barwnych i nietuzinkowych postaci.
Powieść ma jakby dwie osie akcji.
Pierwszą jest zakazana miłość tytułowej Anny i Aleksego Wrońskiego, która w zderzeniu z konserwatywną obyczajowością XIX-wiecznej Moskwy praktycznie nie ma prawa bytu. Anna, decydując się na porzucenie męża i synka skazała siebie na potępienie i wykluczenie z wszelkich kręgów towarzyskich wokół których skupia się całe życie moskiewskiej i petersburskiej arystokracji.
Drugą oś wyznacza życie spokojnego ziemianina, dziedzica Konstantego Lewina oraz jego żony Kitty Szczerbackiej, niegdyś upokorzonej przez Wrońskiego, którzy na rosyjskiej wsi odnaleźli swoją oazę spokoju. Całość wypełniają postacie poboczne, ale nie mniej barwne, frapujące czy czasem wręcz zadziwiające swoją głupotą, fałszywą religijnością czy nadmierną dbałością o konwenanse.
Osobiście uważam, że najciekawszą i zarazem najbardziej wyrazistą postacią jest, nie kto inny jak piękna Anna. Zagłębiając się w jej psychologiczny portret naszkicowany przez Tołstoja na kartach powieści, trudno jednoznacznie stwierdzić, czy jest bohaterką pozytywną czy nie. Z jednej strony, opuszczając męża i syna, a łącząc się z Wrońskim, rozbiła swoją rodzinę oraz zniweczyła szansę Kitty na dobre zamążpójście, które zagwarantowałby jej właśnie Wroński. Z drugiej jednak trudno nie podziwiać za odwagę i determinację w dążeniu do własnego szczęścia. Pomimo ogromnej samotności i kpin kierowanych pod jej adresem, czytając książkę miałam wrażenie, że dla wielu kobiet, które oficjalnie opowiedziały się za piętnowaniem Anny, Karenina stała się uosobieniem głęboko skrywanych marzeń, wolności oraz zerwania jarzma konwenansów. Dla mnie Anna w dalszym ciągu pozostaje postacią, wobec której mam mieszane uczucia, co jednak nie przeszkadza, aby umieścić ją na liście moich ulubionych książkowych bohaterów.

poniedziałek, 1 marca 2010

Piąte dziecko-Doris Lessing


Doris Lessing mająca już na swoim kącie wiele nagród literackich, doczekała się tej najbardziej prestiżowej -Nagrody Nobla w kategorii literatura. W 2007 roku Akademia Szwedzka postanowiła wyróżnić Lessing za przejmującą książkę Piąte Dziecko i jej kontynuację pod tytułem Podróż Bena. Czy słusznie- nie wiem. Jedno jest pewne. Nie można przejść obok tej pozycji obojętnie.

Opowieść ta do pewnego momentu jest sielanką. Herriet i David -ludzie pod względem światopoglądu nieco odmienni od swoich rówieśników- poznają się na firmowym przyjęciu i w bardzo krótkim czasie postanawiają założyć wielką, szczęśliwą rodzinę, której nigdy nie dotknie jarzmo bólu i cierpienia. Biorą ślub, wbrew rozsądkowi i możliwościom finansowym, kupują wielki, wiktoriański dom, który z powodzeniem mógłby pełnić rolę hotelu, oraz wydają na świat liczne potomstwo. Ich olbrzymi dom wypełnia się dziećmi, rodzicami, którzy z całych sił wspierają Davida i Herriet oraz rodziną licznie zjeżdżającą się na każde święta i wakacje. Słychać tam radosne krzyki malców, rozmowy dorosłych oraz czuć atmosferę rodzinnego ciepła. Jednak do czasu.
Z momentem przyjścia na świat odmieńca Bena, którego nie potrafią zdiagnozować nawet lekarze, życie rodziny zmienia się w koszmar. Tytułowy Ben to dziecko inne – zbyt rozwinięte jak na swój wiek , dysponujące olbrzymią siłą fizyczną, a jedynymi uczuciami jakie żywi dla otoczenia są złość i nienawiść. To wszystko sprawia, że Herriet, bezsilna wobec wyzwanie rzuconego przez los, postanawia oddać Bena do ośrodka opiekuńczego, po czym, wiedziona silnym uczuciem macierzyńskim, zabiera go z powrotem do domu, co ostatecznie rozbija niegdyś kochającą się rodzinę. Książka, a właściwie książeczka, bo liczy sobie tylko trochę ponad 140 stron, jest refleksją nad ogromną miłością matki do dziecka, nawet dziecka, które wymyka się kanonom klasycznego piękna i oczekiwaniom otoczenia. Sama Herriet zostaje również napiętnowana, oskarżana o urodzenia „takiego” dziecka i praktycznie wykluczana z kręgów towarzyskich, których członkowie chcą uchodzić za ludzi nowoczesnych i tolerancyjnych. Właściwie nie istnieją dla niej inne sprawy –tylko „biedny Ben”. Nawet pozostałe potomstwo plasuje się daleko poza „widnokręgiem” Henriet.

Lessing w dobitny sposób ukazuje, jak jedno wydarzenie może zachwiać rodzinnym szczęściem, zniweczyć plany i doprowadzić do jej niechybnego rozpadu. W dodatku Lovattowie pozostają niemal sami na polu walki, wspierani jedynie przez matkę Herriet- Dorotę, która niemal całe swoje życie podporządkowała rodzinie córki oraz ojca Davida, finansującego większość przedsięwzięć syna i jego najbliższych.Bez wątpienia, książka w smutny sposób traktuje o samotności, bezradności i walce o każdy następny dzień, zarówno pod względem finansowym, jak i emocjonalnym. Oprócz tego, daje jasno do zrozumienia, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu, co udowadnia postawa większości ludzi, niegdyś tak chętnie odwiedzających wiktoriańską oazę miłości i ciepła Davida i Herriet.

Piąte dziecko to pozycja bardzo dobra, o ile nie wybitna, polecana szczególnie tym, którzy lubą dobrą, aczkolwiek nie bardzo wyrafinowaną prozę, trudne tematy oraz odrobinę rodzinnego ciepła w jednym. Czytając prozę Lessing, z niecierpliwością oczekuje się kolejnych stron, aż niespostrzeżenie dochodzi się do końca. Kto przeczyta Piąte dziecko z pewnością sięgnie po kontynuację – Podróż Bena.